Dałam ci zmienną przerzutność zachwytu
Z hebanu w złoto, z ciemności w purpurę,
Z tajemnic nocy — w oczywistość świtu!
Po spadłej rosie rozpoznajże chmurę,
Z którejś brał w usta napoje wciąż nowe,
Wiedząc, że sycą, a nie wiedząc — które...
Lecz dziś?... O, gdybyś mieczem rozciął głowę,
Gdzie wre to, czem się kiedyś w śmierci zdrzemnę,
I zajrzał nagle w mroki rubinowe —
Tobyś wyśledził morderstwo nikczemne,
Co się tam wiecznie po ciemku odbywa,
I krwawych poszlak ślady potajemne!
Tyś mi poszepnął tę myśl? Ja — zgadliwa —
Jak oswojoną wzięłam ją gadzinę,
A myśl ta parzy, jak złota pokrzywa!
Tak! w myśli — tamtą zabijam dziewczynę!
Nieraz mi głowę kołysząc w swej dłoni,
Kołyszesz razem i jej zwłoki sine...
Choć upojona od rosy i woni —
Przekleństwem krwawem potrafię ja jeszcze
Dosięgnąć tamtej, co twarz ci snem płoni.
Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.