Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

I jej śmierć tobie wesoło obwieszczę,
Jak rozśpiewana jej zgonem mogiła!
A słów nie będzie, będą tylko — dreszcze...

Będzie pląs ciała, któremu ulżyła
Ta nieobecność nagła w całym świecie
Drugiego ciała!...«
I gdy tak mówiła,

Wspomniałem, nie chcąc, że sam już... raz... przecie,
Czując w niej taki pląs bez wysłowienia,
Biegłem — znęcony — przez świateł zamiecie...

Że myśli nasze hen — w krainie cienia
Już się spotkały — jawne i namiętne,
Bom śmierci owej też pragnął — bez chcenia...

I mnieby także ulżyło doszczętne
Zniknięcie w świata całego bezmiarach
Tamtego ciała, co było niechętne!

Niechęć ta za mną szła po wyspy jarach,
Jak pies, co w oczy zaglądając pana,
Wyje na księżyc, odbity w ich szparach.

Cóż mi zostało? Pył złoty — mdła piana!
I owo wiecznie zdyszane wspomnienie —
I w szkarłat własny zapatrzona rana!