Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

I słów zdziwionych nagłe zniechęcenie,
Gdy, zamiast łączyć w śpiew różnic przewinę,
Bezśpiewne w otchłań spadają, jak cienie...

A gdy te cienie przynęcą dziewczynę,
Wnet ją otoczy i smutek i złuda,
Niosąc jej nagłą śmierci bezprzyczynę.

Bo komu pierwsza miłość się nie uda,
Goniąc za inną — zemsty nie pokona
I depcze w drodze napotkane cuda.

A kogokolwiek pochwyci w ramiona,
Tego pchnie, pieszcząc, na własną pochyłość, —
I nikt nie zgadnie, że winna wciąż — ona...

I nikt nie zgadnie, jakich żądz zawiłość
Chce snem rozstrzygnąć na piersi dziewczęcej,
Co w pocałunkach widzi tylko — miłość.

Im pieści znojniej, im chciwiej, im więcej,
Tem ci żarliwsze skarg jego płomienie,
Tem odechciewa pewniej i goręcej!

I tem ci większe ramion znieczulenie,
I tego ciała dąs od stóp do głowy,
I gniew pieszczoty i ust roztargnienie...