A potem chciałem w piersi, co obciśle
Tężyły żywe a ciężkie atłasy,
Ważąc je w ramion czujnem koromyśle.
A potem w skronie, skąd świadomość krasy,
Krwią pulsująca, — winem się rozlewa
W ciemnościach ciała, gdzie drzemią bezczasy...
A gdym się wahał, niby cień, od drzewa
Wichrem zdmuchnięty na brzegi urwiska,
Postrzegłem, że coś we śnie podejrzewa.
Że się jej ostrze nazbyt w rzęsach błyska,
A sen, jak ślepy kret, ryjący w złocie,
Ów błysk ze swego zwęszył kretowiska.
Wtedym nożowi nadał ruchy kocie,
Ażem go ostrzem zaczaił pomiędzy
Oczy, szalejąc w mej krwawej robocie!
Lecz je rozwarła w blask noża i prędzej,
Niżelim pragnął... A one — błękitne —
Wnet pociemniały od przerażeń nędzy!
I po warkoczu złotym niepochwytne
Dreszcze przebiegły — i także pociemniał!
— »O, spójrz — szepnęła — jak ja czarno kwitnę...«
Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.