Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

stał się mazgajowi Guciowi, który go traktował per wy, per proszę, per niech Wojciech będzie łaskaw... I cóż powiecie?... Z tego skromnego, potulnego, karnego, służbistego Wojciecha zrobił się po kilku miesiącach tak bezczelny bisurman, że wyobraźcie sobie, zaczął sypiać na łóżku Gucia, chodzić w jego ubraniu, a upominany, zagroził mu w końcu wybiiiciem zęęębów!...
— No, nic dziwnego... nauczył się tego w poprzedniej służ...
— Ależ Pawełku!... — wrzasnął pan Kleofas, i znowu uśmiercił tuzin much potężnym kłębem dymu.
— Ja myślę... ja myślę, proszę cię... — wyjąkał Jasio — że to był przypadek szczególny, lecz wogóle...
— Aha, wogóle!... zaraz ci powiem, co to jest ogół. Znacie Henryka, tego, co był kasjerem u bankiera?... Otóż Henryk także celował w grzeczności, także miał, jak nazywacie, dobre wychowanie i posłuchajcie, co się stało:
Ile razy ktoś przyszedł do kasy, a trafiało się to sto razy na dzień, Henryczek skakał koło niego, rozmawiał, wdzięczył się, no!... ledwie że ze skóry nie wylazł. Pewnego razu, gdy ekspedjując w ten sposób cały tłum interesantów, zagadał się z jakąś damą, ktoś, wyobraźcie sobie, świsnął mu paręset rubli z przed nosa!... Zrobił się rwetes, gwałt, bieganina w całym kantorze, — lecz naturalnie, złodzieja, który miał czas umknąć, nie schwytano. Ojciec Henryczka pieniądze musiał zwrócić, a sam Henryczek dostał dymisją. Bankier przyznał mu wprawdzie, że jest najgrzeczniejszym chłopcem, jakiego widziano, ale przyznał i to, że nie ma kwalifikacji na kasjera i że za dużo wogóle czasu traci!
— Oto mi dopiero przykład!... niechże cię!... — mruknął zniecierpliwiony pan Paweł.
— Jasiu!... — zaczął znowu uroczyście pan Kleofas, udając skutkiem urazy, że nie domyśla się nawet istnienia swego