biega. Damy i dwaj satelici młodszej z nich nie omieszkali naśladować tego przykładu.
Dokonawszy tak prostej, a jednak płodnej w następstwa czynności, pan Radca rozejrzał się po łódce i dostrzegł za sobą damę tak grubą jak rzeźnik, z mężem tak chudym jak pasternak, przy sobie jakiegoś telegrafistę z bardzo cienką szpadą i jeszcze cieńszym głosem, a przed sobą młodzieńca w kolorowej chustce na szyi i nicianych rękawiczkach, poważnie siedzącego obok pewnej starej damy z pieskiem, zwanym Pikol, który zadowolenie swoje z tak przyjemnego sąsiedztwa ogłaszał szczekaniem, mocno przypominającem ostatnie chwile suchotników.
— Spychaj! — krzyknął kapitan Szybkobiega na obdartego chłopca, stojącego w drugim końcu łodzi, poczem obaj, oparłszy nogi na brzegach statku, a lewe ramiona na długich drągach, wyciągnęli się jak charty, ale — bez dalszych następstw.
— Nie rusza się! — zauważył niedaleko siedzący pan Karol, a Radca bardzo uroczyście poprawił swój kołnierzyk.
Zapewne na widok tej tak stanowczej manifestacji, kapitan zdjął zakurzone buty i wszedł po kolana w rzekę. Szczupły Radca zauważył przy tej sposobności, że nogi kapitana wyglądają tak, jakby w okolicach Warszawy nie istniała ani kropelka wody, choć znowu całe zachowanie mężnego żeglarza było takie, jak gdyby korytem Wisły płynął najczystszy spirytus i gwałtem wlewał się w gardła właścicieli mniejszych i większych żaglowców.
Po kilkuminutowych nadwodnych i podwodnych usiłowaniach wioślarzy, para z młyna buchnęła silniej niż zwykle, barchanowy chłopiec uderzył w beczkę butami głośniej niż kiedykolwiek, pełnoletni mężczyzna z kupy żwiru stoczył się nadół szybcej niż poprzednio, damy krzyknęły, ładny Pikol zawył, a Szybkobieg wypłynął ku środkowi Wisły, skąd, po kilku bardzo umiejętnych obrotach wkółko, kilkunastu
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.