Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

starego i kulawego pastucha, kilku pijaków i sznur amatorów, ciągnących piechotą, wózkami i dorożkami ku miejscu wspólnej zabawy. Jeżeli drogą równoległą od Wisły będzie szedł w górę rzeki, zobaczy po prawej ręce gęsty i ciemny gaj drobnych wierzbek i ogromnych topoli nadwiślańskich, wyrastających z piasku, a zaś po lewej — chróściane płoty, ogrody warzywne i owocowe, budowle kryte słomą lub gontami, stogi na słupach, huśtawki, karuzele i altanki. Czekać na miejscu także się nie opłaci; tu bowiem zamiast chorego przyjaciela spotka gromadę bardzo zdrowych i krzykliwych gości, nieustannie wysiadających z czółen, błąkających się między wysokiemi drzewami, lub niknących we wnętrzu wiejskich domków. Cóż miał zatem robić? Naturalnie nic innego, tylko, naśladując zwykłych śmiertelników, razem z nimi wstępować do willi dla zasięgnięcia języka.
Oto stacja pierwsza. Chałupa, w dnie świąteczne zmieniająca się na salon, a zbudowana dla ochronienia od częstych powodzi na pagórku. Około bramy dwóch bardzo zemocjowanych przyjaciół trzymają w objęciach trzeciego, na obliczu którego maluje się wielkie zniechęcenie do świata i znikomych rozkoszy. Na desce, przyczepionej do czterech sznurów, przywiązanych do belki, opartej na dwóch słupach, kołyszą się dwaj młodzieńcy z tak dziką energją, jakby mieli zamiar w jednej chwili pozbyć się wspomnień o ciepłem piwie, które już wypili, a zarazem przygotować miejsce na dozy, które jeszcze chcą wypić. Z wnętrza willi dolatuje brzęk szkła, fortepianu i chaotyczny tupot danserów. Na zapytanie o chorego przyjaciela, pan Adolf odbiera odpowiedź, że w tem miejscu piwo jest lepsze od drozdowskiego i że ostatni wylew naraził gospodarza na bardzo dotkliwe straty.
Stacja druga. Na huśtawce dwie damy kołyszą się bardzo wstydliwie i gorzko narzekają na wiatr, który zawsze i wszędzie myśli tylko o zakłopotaniu płci pięknej. Na karuzeli kręci się kilkoro dzieci i mężczyzna w pewnym wieku, który