które mi „ten pan“ rzucił w błoto — odpowiedział chłodny Adolf, wskazując zmartwiałego Karola.
— W błoto?... a to jakim sposobem?... — pytał zdumiony Radca.
— Czekając na mego przyjaciela, zdjąłem kamasze, bo mnie piekły, i zdrzemnąłem. Wtedy „ten pan“ przyszedł, obejrzał mnie, a myśląc zapewne, że śpię...
— W jakimże celu? — dziwił się znowu Radca.
— W bardzo prostym — odparł nielitościwy Adolf — ażeby mnie ośmieszyć w oczach narzeczonej...
— Ciebie?... „ten pan?“ — przerwała uszczypliwa Mania. — „Ten pan,“ który się tak grzmotów boi, że aż rzucił swój scyzoryk do wody?...
Po takiem dictum „temu panu“ wyjaśniło się nagle dużo ciemnych dotąd tajemnic. Nie czekając więc dalszego ciągu, chwycił kapelusz i znikł z pokoju wśród śmiechu pozostałych osób.
Na schodach jednak ocknął się, a wiedząc, że pioruny uderzają niekiedy w ludzi szybko biegnących po ulicy, wszedł do skromnej komóreczki stróża, aby tam przeczekać ulewę.
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.