— Gorąco mi — odparł gospodarz i zakaszlał.
— To tak panu bez te piersi i bez te gorancke... Jobym jedno tylo lekarstwo broł: słoninę i wódkę. Sprawiedliwie!
Młodzieniec jadł.
— Ale wódkę cystą, jak oko! Bo to, panie, Zydy mi dzisia dały jazambówki, co, panie, musioł w ni być witryjol... Sprawiedliwie !
Chory jadł, odkładając wówczas tylko łyżkę, gdy kaszlał.
— Pędom panu, ino com wypił drobinkę, jak mnie, panie, nie weźmie, jak mnie, panie, nie rzuci... Tylom co zased do sieni, jak mnie drugi raz nie weźmie, jak drugi raz nie ciśnie, a tu ci, panie, jak moja baba nie wypadnie, jak ci mnie nie weźmie motać... Eh panie! od samego ożenku nie dogodziła ci mi tak, jak dzisia! Sprawiedliwie...
Młodzieniec zjadł, postawił dwojniaki na podłodze, oparł głowę o ścianę i obnażoną, zapadłą pierś okrył kołdrą, która kiedyś musiała mieć zapewne kolor.
— Pan tak zawdy na wilii som? — zapytał Antoni.
— Już trzeci rok.
— A niby dawni to niby pan miał zawdy kogości?...
Młodzieniec ożywił się.
— Ba!...
Chwila milczenia.
— Pamiętam, kiedym miał osiem lat, poszliśmy z matką do wuja. Nie było daleko, ale że wysoki śnieg upadł, wzięła mnie służąca na rękę...
Zakaszlał.
— Co tam było gości, dzieci!... darowali mi pałasz... sprowadzili furę siana pod stół... na choince zapalili mnóstwo świec... trzy dni robiła je matka z ciotką, a jak się kryły, żeby nam nie pokazać... Cha! cha! cha!...
Milczenie.
— Ona dostała lalkę porcelanową i muślin na suknię. Pa-
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.