— Czy tylko pewno?...
— Jak nie ma być pewno? przecież zmieniała dwadzieścia pięć rubli u Szmula, a ten papierek był nie jej, bo za krowę od Icka wzięła dwa papierki po dziesięć rubli, a za gęsi pięć jednorublowych.
— Aha! A poczciwy Antoni?...
— On od pana na pewno nie będzie pożyczał, bo wziął od kasjera trzy tysiące rubli, i jeszcze kazał przygotować drugie trzy tysiące rubli na wezwanie — nu, i swoich z biurka coś musiał ruszyć.
— Kochanek! będzie robił duże sprawuneczki... A tenże Władysław serdeczny?
— Kto go wie! — mruknął niechętnie Moszek. — On kasjera nie trzyma, pieniędzy nie pożyczał i zboża nie sprzedawał, to trudno wymiarkować, choć... bo ja wiem? musiał wziąć ze dwa tysiące rubli.
— Bieda z tymi ludźmi! — westchnął Mateusz. — A o innych tam nic nie słyszałeś, kochanie?
— Trochę. Pan Józef zgrał się w karty i będzie potrzebował; pan Tomasz kupuje młocarnią i także będzie potrzebował, ale chyba nie zaraz.
— Poczciwy Moszku! — zawołał rozrzewniony gospodarz izdebki — jak to dobrze, żeś i ty za nami przyjechał na wystawę...
— Wiem, wiem — odparł Moszek. — Ny, ale jak pan zrobi z tym zegarkiem?
— Kiedy to... widzisz... jakoś po sąsiedzku nie wypada... A przytem mało wart — bełkotał pan Mateusz — jak cię kocham!
— Panu dobrodziejowi z sąsiadami nie pierwszy raz handlować, a zegarek z dewizką wart sto dwadzieścia rubli, jak obwarzanek za grosz, na moje sumienie.
— Słuchaj, Moszku — rzekł pan Mateusz stanowczo — dam czterdzieści pięć rubli, ale pod dwoma warunkami. Na-
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.