MAREK. Otóż tedy, czy wiecie, w jaki sposób wytworzyłem mego barana?
LEON. Przez pomieszanie.
WARSZAWIAK. Przez...
MAREK. Przez... zapatrzenie! Jego matka stała dwa tygodnie w cielętniku.
ANTONI (do Władysława). No, chodźmy już.
WŁADYSŁAW (do Marka). A nie zapomnij sąsiad notować. Adieu!
MAREK. Wacuś!... a... a nie zapomnij tam jutro notować (do Antoniego i Władysława). Tylko mnie nie zdradźcie.
∗ ∗
∗ |
Na drugi dzień cała rodzina Marka, około jedenastej, znalazła się przy wejściu na wystawę. Otyły jegomość miał minę bardzo uroczystą i co chwila przywoływał do siebie Wacia, dźwigającego spory katalog i ołówek.
MAREK. U Goldenrynga pięć chorągiewek... Waciu, pisz go!...
HELENKA. Ależ, papo...
MAREK. Maszyniści chodzą w ceratowych kapeluszach i szafirowych koszulach. Wacek, pisz!
HELENKA. Ależ, tatku, kto zapisuje takie drobiazgi?...
MAREK. Jakie drobiazgi?... albo maszynista to drobiazg?...
HELENKA. Myślę, że lepiej byłoby zanotować kilka książek gospodarskich, oto właśnie są tu.
MAREK. Masz racją, moja córko. Idźmy tam! (zbliżają się do szafki z książkami).
WACIO. Heluniu... spojrzyj-no! No... Noël z Pa... z Paryża... Czy to ten, co z Chapsalem gramatykę francuską napisał?
HELENKA. Mój Boże! Waciu... co też ty wygadujesz?
MAREK (czyta). Po... ra... Parownik gorzelniczy...