wiamy o tem, dlaczego Warszawianka na konkursie upadła — może więc panowie nam objaśnią.
WARSZAWIAK. To możeby pan Leon...
LEON. To możeby pan Feliks...
HELENKA. Uważam, że dla panów kwestja żniwiarek jest dość kłopotliwą, więc może mi panowie objaśnią, skąd się bierze woda w fontannie?
WARSZAWIAK. Doprawdy... trudno...
LEON. Tak... to jest...
HELENKA. Czy niema tu gdzie afisza w tych okolicach? chciałabym wiedzieć, co dziś grają w... Jakże się nazywa?
LEON. W Eldorado?... „Życie paryskie.“
HELENKA. Ślicznie dziękuję!
WACIO. Tatku! ja obejrzę pistolety...
HELENKA. Poproś panów z sobą, Waciu, to ci lepiej objaśnią.
LEON i WARSZAWIAK. E... e... e...
WACIO. Chodźmy! chodźmy! (wychodzą).
ANTONI. Winszuję pani, zrobiłaś to, czegoby żaden z nas nie potrafił.
HELENKA. Zato będę panów prosić o parę objaśnień. Czy pług-samochód przydałby się na naszem gospodarstwie i ileby kosztował?
ANTONI. Naturalnie! Co zaś do ceny, ta, jeżeli się nie mylę, wynosi osiemnaście rubli.
MAREK. Przejdę się trochę po wystawie; zaczekajcie państwo na nas.
PANI MARKOWA. Pójdę i ja.
WACIO (przybiega zaperzony i mówi cicho do ojca) Tatku! niech mi tatko da kilkanaście rubli...
MAREK. Naco ci, mój synu? Mam tylko dwadzieścia pięć.
WACIO. Niech tatko da, a wieczór dopiero się tatko ucieszy!... (Bierze pieniądze i odchodzi w jedną stronę, a rodzice w drugą).
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.