Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Juści, ze prowdo!... ale ony tak machają, jak i te cerwone, a chłop tyz pogienia z boku...
— Aha!... Ależ, gamoniu jakiś, wszakże tam są i żółte?!
— Woceiście, ze som, ale tyz takie jak wiotrok...
— Nic osobliwego!... — mruknął do siebie pan Walenty — trzeba czekać na konkurs. A ty, gapiu — dodał głośno — ruszaj po gałąź na muchy i przyjdź do mnie, bo się zdrzemnę trochę w pszenicy. Machaj!...
Józek machnął, a oglądając się, zauważył, że pan jego kołysze się ku środkowi łanu, później staje, skraca swoją postać o trzecią część... o połowę, a wreszcie... zupełnie niknie między falami gęstej pszenicy.


∗             ∗

Mimo to, konkurs, na wyniki którego obie półkule oczekiwały z biciem serca, był już w pełnym rozwoju.
Nad polem, ozdobionem tablicami z „upraszaniem o nieprzekraczanie granic,“ znęcało się sześć żniwiarek, każda w asekuracji trzech biegłych, dwóch koni, jednego furmana i jednego dozorcy. Szerzące dzieło zniszczenia machiny zachowywały się jak wietrzne młyny, których skrzydła przy każdym obrocie doświadczają gwałtownych kurczów; huśtający się na żelaznych koziołkach woźnice gorliwie pracowali batami, ich dozorcy darli się jak opętani, podczas gdy biegli na piersiach i kapeluszach piastowali różowe i białe kokardy, z powagą ludzi, czuwających w obliczu Europy nad długim łańcuchem interesów, których pierwszem ogniwem jest obywatel ziemski, a ostatniem piekarz.
Tymczasem szanowna publiczność, która z wysokości zabudowań folwarcznych bardzo podobną musiała być do szarańczy, publiczność, złożona z dam i mężczyzn, patrzyła, podziwiała, paliła papierosy i właziła w szkodę, wypowiadając przytem mnóstwo uwag, mających bliższy lub dalszy związek z rolnictwem wogóle i konkursem w szczególności.
GrupaI. — Dużo cię też kosztuje ten parasol?