Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wewnętrznem przeświadczeniu sędziów...
— No dobrze, ale skąd oni naprzykład wiedzą, komu dać sześć, a komu osiem?...
— O skąd! Naturalnie, że z wewnętrznego przeświadczenia.
Grupa VII. — Jaki massif chłop ten Anglik! Wiesz, że gdyby tak usiadł na koziołku, toby chyba żniwiarkę i konie do góry nogami przewrócił.
— A jak pije!... Na jedynastym zakręcie wysuszył butelkę wiśniaku.
— To tak z gorąca!...
Chór. — Warszawianka klapła!...
— Coś się zepsuło!...
— Coś jej pękło!...
Na to hasło trzydziestu sześciu znawców, miłośników rolnictwa i protektorów rzeczy krajowych podskoczyło do machiny przyszłości, trzydzieści sześć par rąk i prawie tyleż oczów poczęło śledzić najskrytsze jej tajniki, i trzydzieści sześć więcej i mniej głośnych inteligencyj poczęło rozmyślać nad przyczyną wypadku, nad trudnością żniwa mechanicznego, nad sposobami poprawienia żniwiarek, nad sposobami usunięcia pauperyzmu, nad wpływem księcia kanclerza niemieckiego na tegoroczną suszę i nad mnóstwem innych rzeczy. Ale choć języki trzydziestu sześciu miłośników rolnictwa obracały się szybciej niż skrzydła pięciu pozostałych żniwiarek, niż ogony dwunastu koni, niż baty sześciu furmanów, choć z trzydziestu sześciu głów wysypało się więcej prawd naukowych, niż otrąb z trzydziestu sześciu pytlów, — mimo to Warszawianka stała, Warszawianka nie żęła, Warszawianka musiała odejść na stronę. Talerz jej pękł i koniec! Odlew był kiepski i basta!
Grupa VIII. — A co? czy nie mówiłem, że to blaga? czy nie mówiłem, że to wyzyskiwanie?