na plancie drogi, śnieg na prawo i na lewo od plantu, śnieg przed pociągiem i za pociągiem, śnieg od Brukseli do Kamczatki i od Neapolu do bieguna.
O północy, w chwili, kiedy do salonu Resursy Obywatelskiej wnoszono butelki szampana, dwaj konduktorzy pociągu weszli do przedziału służbowego, gdzie właśnie nadkonduktor z powierzchownością senatora i telegrafista z miną filozofa pracowali nad odkorkowaniem zwyczajnej wódki.
— Podły czas, niech go pioruny!... — mruknął, otrząsając się jeden z konduktorów, szpakowaty brunet.
— Nie kląłbyś pan — odparł telegrafista.
— Pięknie zaczynamy Nowy Rok! Psy nie miałyby nam czego zazdrościć — dodał drugi konduktor, z rudym zarostem.
— Nie narzekałbyś — wtrącił telegrafista.
— Nie narzekać!... A pamiętasz, gdzieśmy byli o tej porze dziesięć lat temu?... W Resursie Obywatelskiej... Szampanem witaliśmy Nowy Rok! — mówił rudy.
— A teraz powitamy go „oczyszczoną“ — przerwał nadkonduktor. I zwracając się z pełnym kieliszkiem do konduktora bruneta, dodał, pijąc: — W ręce twoje, Józefie! My także moglibyśmy coś powiedzieć o tem, co bywało przed dziesięcioma laty.
— Bah! — westchnął brunet. — Było nas wtedy u ciebie z osiemdziesiąt osób. Piliśmy wprawdzie tylko węgrzyna, ale jakiego!... a ja miałem jeszcze moją czwórkę kasztanków. Podłe czasy!... Ktoby dziś uwierzył, że tak było?...
— Tylko nie narzekajcie — upominał ich telegrafista, podając pełny kieliszek rudemu.
— A cóż, może mamy sobie winszować? — spytał rudy i wypił.
— Rozumie się — rzekł nadkonduktor pięknym basem. — Było dobrze, jest źle, będzie gorzej; daj Panie Boże wytrzymać na rok przyszły.
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.