chłania tyle sił, pracy i czasu? Żeby nie to głupie tarcie, nie zapalałyby się osie u wagonów, ani psułyby się machiny. Człowiek także, zamiast wlec się po ziemi jak wół i potnieć na każdym kroku, ślizgałby się tylko jak łyżwiarz. Rozumiem ja to dobrze, bo przecież uczyłem się fizyki.“
I tak rozmyślając, Gębarzewski rzucał półgłosem od czasu do czasu bluźnierstwa, aż żegnali się zgorszeni tragarze.
„Już jabym tam lepiej świat zbudował!...“ — powtarzał sobie.
A na to mu jeden z tragarzy odburknął:
— „Kiedyś pan taki mądry, to dlaczego już trzy lata siedzisz w ekspedycji na trzystu rublach pensji?...“
Nareszcie paki wepchnięto do magazynu, interesanci i tragarze rozeszli się, a mój Gębarzewski został w sali sam i kończył rachunki. Naraz podnosi głowę i spostrzega za kratą bardzo pięknego młodzieńca. Rysy twarzy dziwnie szlachetne, blond włosy elegancko uczesane, oczy niebieskie, palto bobrowe.
— „W pierwszej chwili“ — mówił mi Gębarzewski — „myślałem, że to Prażmowski. Tak był do niego podobny ów młodzieniec...“
— Ten z teatru Prażmowski? — wtrącił nadkonduktor.— Piękny chłop.
— Właśnie — odparł telegrafista.
— „Ale potem“ — mówił mi Gębarzewski — „widzę, że to ktoś inny.“
— „Pan ma interes?“ — pyta się Gębarzewski młodzieńca.
— „Tak jest, panie“ — odpowiada młodzieniec i patrzy na niego takim wzrokiem, jakby był co najmniej prezesem wszystkich dróg żelaznych. Gębarzewskiego zdjęła niepojęta trwoga, więc, sam nie wiedząc co mówi, pyta się młodzieńca:
— „Godność pańska?...“
— „Jestem anioł Gabrjel“ — odpowiada młodzieniec.
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.