Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

(Dwaj słuchający konduktorzy i nadkonduktor wydali w tem miejscu okrzyk zdumienia).
— Gębarzewski — ciągnął telegrafista — tak zgłupiał, że nie wiedząc poco to i naco to, zaczyna przeglądać księgi.
— „Anioł Gabrjel...“ — powtarza Gębarzewski, przewracając księgi. — „Takiego nazwiska u nas niema... Jest tylko Cherubin, ale Mordko...“
— „Jestem aniołem: nie z nazwiska, ale z urzędu“ — przerywa mu ów młodzian. — „A ponieważ przed godziną drwiłeś pan z siły tarcia, jakoby na nic nieprzydatnej, oświadczam więc, że za karę ciało twoje na dwadzieścia cztery godzin będzie pozbawione siły tarcia...“
To powiedziawszy, młodzieniec kiwnął Gębarzewskiemu głową i trzaskając drzwiami, wyszedł z sali.
— Wierutne bajki! — krzyknął nadkonduktor.
— Z Tysiąca i jednej nocy... — dodał konduktor brunet.
— Słuchajcie, panowie, dalej — prawił telegrafista. — Po wyjściu młodzieńca Gębarzewski nieco ochłonął. — „Do djaska!“ — mówi — „wzięli mnie na kawał, boć anioł powinienby mieć skrzydła...“ — Tak sobie myśli i chce kończyć rachunki. Bierze za pióro... pióro wyślizguje mu się z ręki; bierze drugi raz... toż samo. Chce siąść na krześle, zjeżdża z krzesła; robi krok naprzód, a nogi chodzą mu po podłodze, jak łyżwy po lodzie...
Zdjął go strach. Sięga po karafkę, ażeby napić się wody, a karafka wymyka mu się z rąk jak piskorz i bęc! na ziemię... Pot wystąpił mu na czoło, lecz — nie obtarł się, bo nie mógł ująć ręką chustki, która mu się wymykała.
Zaczyna chodzić, lecz czuje, że zamiast chodzić, ślizga się. Był znakomitym łyżwiarzem, więc ślizgawka nie robiłaby mu kłopotu, gdyby nie okoliczność, iż podłoga zdawała się bez porównania bardziej ślizgą niż lód, skutkiem czego wcale nie mógł umiarkować swoich ruchów, co krok z wielkim impe-