i dzwonkiem. Wdowa przyjęła go nader życzliwie i z tak gorącem współczuciem wysłuchała jego nadzwyczajnych przygód, że ujęty jej dobrocią, nasz męczennik w tej chwili uczuł dla niej taką szczerą miłość, jakiej nie doświadczył nigdy ani przedtem, ani potem.
Rozrzewniony, chciał ucałować jej rękę; lecz choć wdowa nie broniła się, owszem w granicach skromności ułatwiła mu ten akt możliwej galanterji, Gębarzewski ani uścisnąć, ani pocałować jej nie mógł. Zdawało mu się, że zamiast kobiecej ręki, dotyka ustami wciąż wymykającej się ryby.
Podobnych, jeżeli nie przykrzejszych wrażeń, musiała doświadczyć i jego towarzyszka. Nagle bowiem odepchnęła amanta i, gniewna, przeniosła się z kanapy na fotel.
— „Pan jesteś wstrętny!...“ — szepnęła.
— „Przysięgam, że nie jestem pijany!...“ — zawołał.
— „Tem gorzej“ — odparła — „bo pijany dziś, mógłby jutro otrzeźwieć, a pańskie karesy zawsze będą jednakowe.“
— „Anioł powiedział mi, że moje nieszczęście ma trwać tylko dwadzieścia cztery godzin.“
Wdowa niechętnie machnęła ręką.
— „Ach, panie“ — rzekła — „kogo niebo choćby na dwadzieścia cztery godzin pozbawiło tak elementarnej własności, ten nie daje rękojmi, że znowu kiedyś nie ulegnie podobnemu kalectwu.“
Gębarzewski musiał w duchu przyznać jej słuszność, nawet bowiem nie próbując usprawiedliwiać się, opuścił mieszkanie.
— „Nigdybym nie myślał“ — szeptał biedak, wracając do swojej izdebki — że tak materjalna i pozioma własność, jak tarcie, może tak niezmierny wpływ wywierać na życie człowieka!...“
Na drugi dzień lekarz, wysłany przez zarząd kolei do obejrzenia Gębarzewskiego, odwiedził go w mieszkaniu i znalazł go zamiast na łóżku, śpiącym na podłodze, na którą zsunął
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.