Ta strona została uwierzytelniona.
Pewnego dnia otrzymałem duży pakiet w szarej kopercie, zaadresowany: „Do rąk własnych... od L. Wesołowskiego.“ Z rozpaczą pomyślałem, że znajdę rękopis noweli albo komedyjki; okazało się jednak, że jest to tylko list na kilkunastu arkusikach.
Oto co pisał jego autor:
- „Mam do pana wielką prośbę; a że w zeszły piątek zwichnąłem sobie nogę, muszę więc skomunikować się z panem listownie. Nudzę się, bodaj czy nie pierwszy raz w życiu, ale strach! jak się nudzę; mógłbym więc napisać list długi jak bandaż, którym mnie obezwładniono. Szanując jednak pański czas, postaram się być treściwym.
- Przeczytawszy zdanie, że ja mam do pana wielką prośbę — z pewnością zapytasz się: kimże jest ów petent? na czem polega jego prośba? i — z jakiej racji nazywa ją wielką? Mam więc obowiązek odpowiedzieć na każdy taki punkt, a zarazem przytoczyć kilka szczegółów z mego życia, które objaśnią, dlaczego, w wypadku napozór drobnym, muszę odwoływać się aż do pomocy dzienników?“
— Kto więc jestem? — Powszechnie mówią, że jestem dobrym człowiekiem, i coprawda, ja sam nigdy nie doświadczam wyrzutów sumienia. Zresztą, jeżeli nawet budzi się kiedy