— Kto jesteś, łotrze jakiś? — zawołałem, chwytając go za rękę.
— Cóżto, wielmożny pan nie poznaje mnie?... Przecie jestem Paweł, lokaj od pana Biedrzyńskiego... A pan mnie tak uszlachcił, że mi ledwo łeb nie pęknie.
Przypatrzyłem mu się uważniej... Prawda, to jest Paweł, lokaj od Biedrzyńskiego!
— Czegożeś się tak skradał, gamoniu?
— Bo mam list do wielmożnego pana od mego pana... O święty Józefie!...
— Więc czegożeś mi odrazu nie powiedział?
— Com miał gadać, kiedy wielmożny pan zyrkał na mnie z pod oka, jakby na złodzieja.
Naturalnie dałem biedakowi trzy ruble, i wnet uspokoił się. Swoją drogą otoczył nas tłum gapiów, i na ich żądanie musieliśmy pójść obaj do cyrkułu. Tam spisano ze mnie protokół, a na drugi dzień „Kurjer Poranny“ ogłosił całe to zdarzenie i jeszcze zrobił ze mnie warjata!
Ile z tego powodu wysłuchałem od Ewci!... Nie mam nawet odwagi powtarzać. Już wówczas zacząłem podejrzywać świeżo kupioną laskę o fatalny wpływ na moje losy; ale gdym spojrzał na głowę murzynka i zobaczył jego minę zafrasowaną, a nawet przestraszoną, wzruszyłem ramionami.
„Co za nierozsądek przypisywać czarodziejskie wpływy kawałkowi drewna? — rzekłem do siebie. — Wprawdzie głupstwo się stało, no, ależ kij temu nie winien. Owszem, okazał on dużo hartu w tem brzydkiem zajściu.“
Nie potrzebuję dodawać, że po takiej awanturze stanowczo zniechęciłem się do obowiązków członka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Żadne stanowisko, żaden tytuł, ale zato ciągłe włóczenie się po cyrkułach z furmanami, którzy dręczą konie. Mam już dosyć cyrkułów.
Zapytasz pan: jaki u licha związek może mieć rola opiekuna zwierząt z pobiciem lokaja od Biedrzyńskiego? Czy ja
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.