Zwykle, na codzień, chodziłem po mieście z moim murzynkiem, życząc mu, aby prędzej kark skręcił.
Lecz pamiątkowego parasola używałem tylko na uroczyste wizyty, albo na jakieś wyjątkowo ważne zebrania.
Najważniejszy w owej epoce wypadek stanowiła sprawa honorowa między dwoma młodymi ludźmi, którzy mieli stoczyć śmiertelny pojedynek. Położenie zaś było takie, że — naprzód jeden nie miał ochoty walczyć, potem drugi, a potem obaj; należało więc obmyśleć inną satysfakcją.
W tym celu, w mieszkaniu pułkownika Steinberga (obecnie mego najlepszego przyjaciela) zebrał się sąd honorowy z pięciu osób. Prezesem zaś tego sądu, prawie jednomyślnie, zostałem wybrany — ja — panie...
Jest to rzecz niemałej wagi. Od tego bowiem wypadku wszyscy tytułują mnie prezesem, a kochana Ewcia czuje się zupełnie zadowoloną i nawet dumną z mojej popularności i stanowiska.
Nie potrzebuję wspominać, że nad ciężką tą sprawą męczyliśmy się trzy dni, i dopiero w czwartym, około wieczora, przyjęto mój wniosek, ażeby obaj przeciwnicy podali sobie ręce. Co się też stało, a młodzi ludzie jednozgodnie oświadczyli, że tylko wielka cześć dla moich zasług i powagi zmusza ich do schylenia głowy przed podobnym wyrokiem. Ciekawym jednak, coby zrobili, nie przyjąwszy go?
Rozumie się, że na każde z tych posiedzeń brałem mój pamiątkowy parasol.
Czwartego dnia, natychmiast po wyroku, Steinberg zaproponował nam, sędziom i podsądnym, małą wycieczkę do Marcelina. Ponieważ był to środek maja, a żona moja wyjechała do starszej córki, przyjęliśmy więc propozycją z należnem uznaniem. Trzy powozy ruszyły naprzód, a ja z jednym podsądnym skręciłem na chwilę do domu, ażeby przebrać się, wziąć mój codzienny kij, a zostawić pamiątkowy parasol, który bynajmniej nie kwalifikował się do majówek.
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.