Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

kiej nadmiarem rozgrzewających trunków, gospodarz z własnego natchnienia wykluczył z programu kolacji wódkę, piwo i arak, kazał podawać lekką herbatę i dopiero w końcu bankietu własną ręką postawił na stole butelkę oryginalnego czterozłotowego węgrzyna, w którym było nader niewiele pierwiastków denerwujących, a znacznie więcej gumy i cukru, symbolów solidarności między nauką i życiem, tudzież słodyczy, z wyższego ukształcenia płynącej. Światły gospodarz, przy rozlewaniu mistycznego nektaru podzielił gości na dwie kategorje, z których pierwsza otrzymała po pół kieliszka płynu z butelki, druga zaś po całym kieliszku ekstraktu z karafki. Gdy te niezbędne przygotowania zostały ukończone, gdy obecni, na wniosek sędziego Dmuchalskiego, powstawszy, zwrócili się obliczami ku miejscu, zajętemu przez doktora filozofji i jego nadobne towarzyszki, i gdy wreszcie stara, zbyt drażliwa dama z wielkim hałasem opuściła swoje krzesełko, wówczas wśród dreszczem przejmującej ciszy, wystąpił na środek z kieliszkiem i serwetą w ręku utalentowany K. Dryndulski i wzruszonym głosem wzniósł następujący

TOAST!

Filozofija to nie marne słowo...
Choćbyś tłukł o ścianę głową,
Gryzł żelazo i kamienie,
Gdy nie dopisze natchnienie,
Nie zostaniesz filozofem,
Na akademicką nie wejdziesz sofę.
Panowie! tu w naszem gronie
Filozoficzny świecznik płonie!
Zróbmy więc mu i sobie cześć,
Chciejmy jego zdrowie wznieść!...


(Wiwat!... — krzyczą obecni bez różnicy płci i wieku; doktór kłania się, a sam sobą zachwycony Dryndulcio ciągnie dalej)

Ty, doktorze znakomity,
Rwij jak dotąd na wiedzy szczyty;
A gdy ci laury uwieńczą skroń,