— Panie! — odparł skromny filozof — śmiem pochlebiać sobie, że gdybym ciebie i szanownych zebranych tu znał wcześniej, wówczas poglądy moje na bezświadomość byłyby nierównie zupełniejsze.
Po tych słowach szmer uwielbienia przebiegł całe towarzystwo; wszyscy oddali hołd zarówno świetnej wymowie pana Eneasza Pirożkiewicza, jak i bezstronności znakomitego uczonego, którego nie oślepiły zasługi własne i który umie każdemu przyznać odpowiednią miarę uznania.
Jak widzimy, zadowolenie było obustronne i zupełne.
∗ ∗
∗ |
Jeżeli potężny umysł Diogenesa Fajtaszki potrafił zdobyć się na własny system filozoficzny, to niemniej wzniosła inteligencja szlachetnej Hildegardy umiała wyrobić sobie samodzielne, przez nikogo nienarzucone poglądy na wiele zawiłych życiowych kwestyj.
Jeden z takich poglądów, ujęty w formę maksymy, brzmiał w sposób następujący: „Człowiek wogóle, a kobieta w szczególności, winna pomagać nietylko sobie, ale nawet naturze.“ Maksyma ta, zastosowana w praktyce, wydała jak najświetniejsze rezultaty, z których najmniejszym był ten, że Hildegarda wyglądała zawsze świeżo i okrągło.
Dnia, w którym Dryndulcio zerwał z Fajtusiem, w którym zawiadomił Hildegardę o przybyciu „pewnej liczby filozofów“ do hotelu „pod Bykiem,“ dnia tego wreszcie, w którym doktór filozofji i członek wielu towarzystw raczył zaszczycić dom państwa Pasternakowskich własną swoją osobą, maksyma „pomagania naturze“ na niesłychaną dotąd stopę praktykowała się w buduarze szlachetnej przyjaciółki szczupłego Diogenesa. Ile tam waty, bielidła i czernidła wyszło w dniu owym, ile zarobili fryzjerzy i perfumiarze, nie do nas należy sądzić; dość, że piękna Hildegarda, jakby pod czaro-