Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

ków, rozgrzany pochwałami jednych, a żartami drugich, w odpowiedzi na wszystko usiadł w kuczki na ławie i rzekł do Walka:
— A wódka będzie?
— Ma się wiedzieć!
— Cała kwarta?...
— To się wie!
— No, to próbuj!
Walek uśmiechnął się, odgarnął konopiastych włosów, poprawił czapki, plunął w lewą rękę i „spróbował“ tak, że głupi Szymek wraz z ławą runął na ziemię.
Gromadka widzów aż się zanosiła od śmiechu.
— Żydzie! — krzyknął rozdrażniony Szymek, zrywając się z ziemi i podnosząc ławę. — Mańkutem mnie palnął, i dlatego zleciałem, ale spróbujemy się jeszcze raz!
Z temi słowy usiadł znowu w kuczki na ławie, odgrażając się, że teraz dopiero pokaże, co umie.
Walek, któremu oczy paliły się jak węgle, plunął znowu z zamiarem powtórnego „wypróbowania“ sił Szymkowych, gdy wtem na środek klepiska wystąpił Wojciech, mówiąc:
— Wstydzilibyście się, Szymonie, żeby was tak poniewierali! Czy to nie widzicie, że się wszyscy śmieją z was, z gospodarza!...
Zmieszany Szymek skoczył z ławy, a nie mając żadnego argumentu narazie, mruknął:
— Jaki ja tam gospodarz!...
— Zawdy macie chałupę i trzy morgi, żonę i dzieci, i wamby to przystało kogo bić w gębę, a nie samemu brać...
— Dobre południe panu Wojciechowi!... Jak się mata, Szymonie!... A wa! jakie zimno...
Z tem powitaniem wszedł do stodoły Josek, wędrowny handlarz i faktor jaśnie wielmożnego Letkiewicza. Przybyły odziany był w długą zabłoconą i zatłuszczoną kapotę, miał bat w ręku, na głowie watowaną czapkę, a na niej dużą