bowiem ukazała się czerwona twarz, wielkie niedźwiedzie i jeszcze większe szpakowate wąsy Żabickiego.
— Dość tych bredni! — huknął przybyły. — I Goldcwejg, i Sontag, obaj musicie być na balu.
Wychudłe i wybladłe mieszczuchy spokorniały odrazu wobec olbrzymiego i tak dobrze utrzymanego wieśniaka; kilka minut upłynęło nim najśmielszy z nich, Goldcwejg, ochłonął i rzekł:
— Nie możemy być, panie, nie chcemy bowiem psuć zabawy i narażać się na szykany.
— Cicho mi bądź, ty niedojrzały szparagu! — przerwał Żabicki. — Jestem gospodarzem balu, a kto wam uchybi, ze mną mieć będzie do czynienia.
Jasny blondynek Sontag i nierozumiany przez ogół apostoł liberalnych idei Bąkalski z respektem spojrzeli na ogromne dłonie wieśniaka, prosząc w duchu Boga, aby ich na zatargi z Żabickim nie narażał.
— Zwracam jednak pańską uwagę, że na balu jest gospodynią pani Gęgalska, a większość na nim stanowić będą obywatele ziemscy.
— Jeżeli chodzi o herby — przerwał Żabicki — to mój jest taki dobry, jak i wszystkich Gęgalskich. Jeżeli zaś chodzi o rozum, to czy sądzisz, mój adwokacie, że prawnicy i redaktorzy wszystek już rozum wzięli w arendę, tak że dla nas, obywateli ziemskich, nic nie zostało?
— Podoba mi się ten hreczkosiej! — zawołał Bąkalski. — Równość! idee liberalne! oto rezultat oddziaływania mojej gazety, którą podpieram, na zacofanych wieśniaków. To moja myśl! to moje zasady!
— Egzagerujesz, kochany panie — odparł chłodno Żabicki. — Jeszcześ kotom pęcherze do ogonów przywiązywał w owej epoce, kiedyśmy znali i praktykowali zasady, które dziś swoim wynalazkiem nazywasz. Ale nie o to tu chodzi. Rozsądny ogół nasz nie zna wieśniaków, ani mieszczan, Ży-
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.