kto siebie pilnuje, innymi nie pomiata i nie mnoży szkodliwych waśni. Pamiętajmy o tem, mój sąsiedzie, że czasy się zmieniły, i że wreszcie tak ci, którzy rano, jak i ci, którzy nad wieczorem przyszli do winnicy Pańskiej, jednakową otrzymali zapłatę.
— O właśnie! zupełnie to samo mówi mój wuj, hrabia Wyporek. Ja zawsze utrzymywał, że się czasy zmieniły, i że jak tylko chłopi przestali odrabiać pańszczyznę, natychmiast wszystko zdrożało... Słowo honoru daję, że takie jest zdanie mego wuja hrabiego i moje.
W taki to sposób ludzie rozprawiali o balu w mieście powiatowem, i takim był Fonsio Gęgalski, dziedzic pięknego imienia, obszernych dóbr, a zarazem przyszły filar społecznego gmachu, przyszły działacz na arenie pracy obywatelskiej.
JOSEK TRIUMFATOR.
Siedział sobie Wojciech gospodarz w szopie i ciosał dyszel do wozu, kiedy najmłodszy syn dał mu znać, że jacyś Żydzi przyszli do chaty.
— A nie gadali czego chcą?
— Nie gadali, ino kazali matusi, żeby im pokazali tego robaka.
— Jakiego robaka? — spytał ojciec, ująwszy się pod boki ze zdumienia.
— A hańtego, co leży w skrzynce z tym kamieniem!
— Jaki tam robak, to przecie bursztyn! — objaśnił chłopca po raz setny ojciec, naciągając na rękawy sukmanę.
Zamknąwszy szopę, skierowali się do nowej i obszernej chaty, minęli sień jej, w której napróżno szukałbyś prosięcia lub krowy, i weszli do izby. Izba ta, oprócz półek przepełnionych garnkami i misami, pod któremi siedziały łyżki