Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy dali brawo, choć nikt nic nie rozumiał.
— No, i mówić tutaj, że hrabia nie harmonizuje z mieszczaństwem! — szepnął ktoś do Bąkalskiego.
— Z mieszczaństwem — nie wiem, ale że nie harmonizuje z gramatyką, to jest więcej niż pewne! — odparł oburzony Bąkalski, a potem zwracając się do swego reportera, dodał drżącym z gniewu głosem:
— Panie Gwazdalski! słyszałeś te językowe herezje? Zróbże mi pan z tego artykuł, tak — na sto wierszy, zerżnij na sieczkę, a jeżeli jędrnie napiszesz, dam ci po... półtora grosza od wiersza.
Goście wstali od stołu, i zaczęły się tańce nanowo, z większą jeszcze werwą niż poprzednio.
Koło trzeciej rano, postanowiono odtańczyć lansjera mieszanego: wiejsko-miejskiego.
Już grupy wystąpiły na środek, już rozległy się dźwięki tego eleganckiego tańca, już pan Donerstag ukłonił się pani Kukalskiej, a pani Kukalska panu Donerstagowi, gdy wtem...
— Aj waj! Feuer!... — ryknął jakiś nieludzki głos zza parawana, poczem japoński parawan runął na ziemię, na niego krzesełko z basetlistą i z basetlą, a na basetlistę pierwszy skrzypek.
Jednocześnie usłyszano w całym salonie silny swąd.
Wszczął się straszliwy popłoch. Herbowni i nieherbowni jak stado owiec zbili się w jeden kąt. Czterej bracia Donerstagowie tubalnemi głosami poczęli krzyczeć: „Wody!...“ Dwaj ubodzy bracia Pietruszkiewicze uciekli do przedpokoju, wołając: „Gdzie nasze paletoty! gdzie kalosze!“ Nierozwinięty Fonsio rzucił się do okna, chcąc wyskoczyć na ulicę, a interesująca dama z żółtem piórkiem padła w objęcia zagłodzonego poety.
Powoli jednak rozjaśniła się sytuacja. Przekonano się, że podczas kolacji czterej muzykanci, zjadłszy trzy śledzie, zaczęli palić papierosy przy otwartym piecu. Gdy goście wró-