cili do salonu, flecista, rzuciwszy w piec niezagaszonego papierosa, nie zamknął drzwiczek, przy których usiadł pierwszy skrzypek i zapalił sobie połę surduta. Dopóki tlił się surdut, a dym szedł do luftu, wszystko było bardzo dobrze, lecz gdy ogień zbliżył się nieco do doczesnej powłoki pierwszego skrzypka, artysta ten, z okrzykiem: „Feuer!“ — skoczył jak szalony na basetlistę i zaalarmował towarzystwo.
Gdy wyniesiono parawan, uspokojono damy i muzyków, przerwany wiejsko-miejski lansjer zaczął się nanowo, lecz szedł nieosobliwie, pierwszy bowiem skrzypek co chwila grę przerywał.
— Grajże porządnie, hultaju jakiś! — rzekł do niego Żabicki.
— Kiedy tak mnie boli, jaśnie panie!... — odparł płaczliwym głosem artysta.
Wkrótce, najlepszy grajek stał się kompletnie niezdolnym do użycia, a błaha ta napozór przyczyna sprawiła to, że bal się przerwał, i około czwartej goście rozejść się musieli do domów, z wielkim żalem czterech panien Donerstag i piątej damy z żółtem piórkiem, która nie zdążyła jeszcze podbić serca melancholicznego Gwazdalskiego.
NIECO TRAGEDJI.
Nadszedł wielki post, epoka ogólnego opamiętania. Po karnawałowych szaleństwach młodzi mężczyźni wrócili do rozwagi i nanowo poczęli wygrzewać miejsca przy zielonych stolikach, albo dreptać około bilardów. Zdesperowani ojcowie, straciwszy nadzieję wyprawiania wesel swoim córkom, jeszcze niżej niż w adwencie opuścili głowy i nosy. Młode panny wreszcie, przestawszy wzdychać po tańcujących wieczorach, poczęły zkolei wzdychać do majówek, podprawio-