nych kwaśnem mlekiem, rzewnym śpiewem słowika i jeszcze rzewniejszem gruchaniem elegantów, którym szczupłe dochody nie pozwalają zostać twórcami domowych ognisk.
Krótko mówiąc, towarzyski ruch osłabł w całej okolicy, z wyjątkiem wilczołapskiego folwarku, w którym naodwrót znakomicie się ożywił. Na wszystkich drogach, wiodących do majątku państwa Letkiewiczów, widziano mnóstwo nieznanych osób. Czyby mieszczanie, ujęci uprzejmością dziedzicznych dobrodziejów parafji, składali im wizyty? Czy może umarł, na jakimś nieznanym punkcie ziemi, ów domyślny krewny miljoner, napędzając tym sposobem tłumy pochlebców na progi swoich sukcesorów? Gdzie tam! gdzie tam!... Owe osoby nieznane byli to wierzyciele, komornicy i woźni, którzy połączonemi siłami pod kierunkiem Gotlieba von Oschuster wydzierali Letkiewiczom ich ostatnie schronienie!
Nareszcie, pewnego dnia oznaczono stanowczo termin licytacji, a państwo Letkiewiczowie znaleźli się bez dachu i bez grosza.
W tej to krytycznej chwili, po raz pierwszy i ostatni, zajechały na podwórze ich niegdyś folwarku wygodne kryte sanie, z których wysiadł pewien czerwony, tęgo zbudowany szlachcic ze straszliwemi wąsami. Przybysz, nie meldując się, wszedł do pokoju i rzekł do wywłaszczonych:
— No i cóż, wszystko skończone, sąsiedzi?...
— Wszystko, panie Żabicki!... — odparł, załamując ręce, Letkiewicz. — Zgubił nas ten łotr von Oschuster!
— Damy i jemu radę — odparł Żabicki (on to był bowiem) — a tymczasem siadajcie i jedźmy.
I otóż stało się, że dwoje tych zepsutych dzieci, starych sierot, znaleźli na resztę dni przytułek w domu uczciwego i rozumnego człowieka. Z wielkiego majątku nie wzięli biedacy ze sobą prawie nic, oprócz wspomnień lepszych czasów, francuskiego języka, tudzież trójguzikowego fraka, ponsowej kamizelki i podartych kamaszy swego ostatniego lokaja.
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.