Każdy z nich, w swoim czasie, marzył, jeżeli nie o tem, ażeby skończyć uniwersytet, to przynajmniej choćby szkołę średnią; każdy miał zdolności i chęć do nauk... Lecz dla jednych wpis był za wysoki, więc usunęli się z klasy trzeciej lub czwartej; inni nie mogli osiągnąć wymaganej doskonałości w języku rosyjskim, więc nie dawano im promocji. Kilku wypędzono ze szkół za czytanie książek polskich, kilku nie skończyło gimnazjum, ponieważ w danym roku liczba patentów była ograniczona. Jednego raz na zawsze wypędzono ze wszystkich szkół i na kilka miesięcy osadzono w więzieniu za to, że uczył rzemieślników. A jeden napisał wypracowanie rosyjskie, które przeczytawszy, nauczyciel powiedział:
— Wasze wypracowanie wygląda tak, jakby napisał je człowiek dojrzały. A ponieważ wy nie jesteście człowiekiem dojrzałym, więc daję wam dwójkę...
Za ową dwójkę chłopak nie dostał promocji i musiał opuścić gimnazjum.
„Krzywdy... krzywdy... straszne krzywdy...“ — myślał Świrski, przypominając sobie te i tym podobne opowieści, którym nie było końca. Ale czy istniał sposób zaradzenia tym krzywdom? to jeszcze nie przyszło mu do głowy.
Pewnego wieczora Świrski był na zebraniu, na którem ktoś dorosły mówił o potrzebie zrobienia rewolucji.
— Jakże pan ją zrobi, nie mając broni, a nadewszystko wyćwiczonych żołnierzy?... — zapytał Świrski.
— Trzeba zabijać pojedyńczo dygnitarzy, którzy kierują rządem...
— A jak oni nie dadzą się zabić, albo w dodatku pana zabiją?...
— To też trzeba napadać znienacka... w kilku przeciw jednemu... — odparł mówca.
— Ależ to będzie walka niehonorowa — oburzył się Świrski.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.