— Towarzysz Świrski zawsze musi wnosić do zebrań niezgodę! — dodał ktoś inny.
— Pan Świrski, pan Świrski! — dorzucił piskliwy głos z ironją.
Zebranie podzieliło się. Robotnicy byli przeciwni poglądom Świrskiego, za któremi głosował Linowski, Starka, Chrzanowski i wogóle uczniowie.
— Kolega Świrski ma słuszność! — wołał Chrzanowski. — Najpierwej wolność, potem reformy ekonomiczne...
— Najpierwej chleb! — odezwał się starszy rzemieślnik.
Gdy zebrani poczęli się rozchodzić, do Świrskiego przystąpił mężczyzna nieokreślonego wieku, brunet, z czarnemi faworytami i wąsami.
— Jestem Kulowicz — rzekł, biorąc Kazia pod rękę. — Macie zupełną słuszność: najpierwej trzeba zdobyć wolność, czyli utworzyć nasz rząd demokratyczny, a dopiero później zabrać się do reform ekonomicznych. No, ale to bydło nic nie rozumie, więc musimy obiecywać im gruszki na wierzbie...
— Ale czy to dobrze obiecywać, czego się nie wykona?... — zapytał Świrski.
— Ja nie twierdzę, że kiedyś nie wykona się, ale nie natychmiast... Zresztą pogadamy o tem...
Kiwnął głową i znikł na rogu ciemnej ulicy. Świrski zwrócił się do Linowskiego:
— Ja gdzieś tego faceta widziałem?... Mnie się zdaje, że on już kiedyś był na zebraniu?...
— A mnie się zdaje, że on miał wtedy kasztanowate włosy i brodę i nazywał się...
— Czy nie Nożyński?
— Niejeden co tydzień zmienia zarost i nazwisko — zakończył, śmiejąc się, Linowski.
W kilka dni Kulowicz odwiedził Świrskiego i oświadczył, że aczkolwiek zgadza się na jego poglądy, to jednak radzi
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.