Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.



II.

Na przedmieściu Bagno znajdował się stary, opuszczony magazyn, do którego późnym wieczorem zeszło się kilkadziesiąt osób, ażeby posłuchać odczytu Świrskiego. Było tam zimno, ciemno, wilgotno, ale zebrani, przy słabym blasku trzech zakopconych latarń, lepiej bawili się, niż strojna publiczność w oświetlonej sali balowej. Towarzyszyły im dwa bóstwa: młodzieńczy zapał i wiara w przyszłość.
Przy jednej z latarń stanął Świrski i zaczął:
— Powiem szanownym słuchaczom, co to jest bitwa...
— Czy z doświadczeniami? — odezwał się młody głos.
— Bitwa — ciągnął Świrski — przypomina pojedynek. Pojedynek toczy się między dwoma przeciwnikami, uzbrojonymi w jakieś oręże, a bitwa toczy się między dwoma przeciwnymi wodzami, uzbrojonymi w armje. Armja jest to oręż wodza. W każdej walce: na pięści, na szpady, czy na karabiny i armaty, trzeba przedewszystkiem mieć najwyższą pogardę śmierci i odwagę czynną. Trzeba szukać przeciwnika, ścigać go, rzucać się na niego i, pomimo bólu i zmęczenia, bić, dopóki się nie podda, albo nie zostanie rozbity...
— Oto rzecz... bić!... mordować!... — odezwał się gruby głos kowala Zająca.
— Ale obok odwagi czynnej — mówił Świrski — trzeba mieć doskonałą broń i umieć nią władać... Innemi słowy: naczelny wódz musi mieć doskonałą armję, a nadto, musi tą armją umieć zadawać ciosy nieprzyjacielowi i odbijać jego ataki...