— Demokraci mają spełniać czyjeś tam rozkazy?... podoba mi się!... — dodał głos młodzieńczy.
— Pozwolę sobie zrobić uwagę — rzekła jakaś dama — że towarzysz Świrski przedstawia wojsko i bitwy w sposób dziwnie oschły... biurokratyczny... W jego opisach nie słychać huku dział... szelestu sztandarów... okrzyków zapału...
— Przecie i dzisiaj mówią nam: słuchaj, draniu, co ci każą, a nie, to w zęby!...
— Burżujowskie teorje!...
— Nie burżujowskie, ale jaśniepańskie... Znać panicza...
Tak wołali jedni, podczas gdy inni oklaskiwali Świrskiego. W rezultacie odczyt skończył się ogólnem rozdrażnieniem i jeszcze głębszym podziałem na dwie partje. Stronnicy Świrskiego godzili się na karność wojskową, na ślepe posłuszeństwo dowódcom; zaś przeciwnicy twierdzili, że należy słuchać tylko uchwał, zatwierdzonych większością głosów, przy zabezpieczeniu praw mniejszości.
W liczbie słuchaczów znajdowali się dwaj nauczyciele Świrskiego ze szkoły handlowej: młodszy z ciemną brodą, w płaszczu, i starszy, z małemi wąsami, w paltocie. Gdy opuścili magazyn i ogromne podwórze, a znaleźli się na słabo oświetlonej ulicy, starszy zaczął dotykać swojej głowy, nóg, piersi, a następnie tej samej operacji poddał młodszego, mówiąc półgłosem:
— Sen, czy jawa?... mam gorączkę, czy jestem przytomny?... No, chyba nie śpię!... Nogi moje... palto moje... ulica... parkan... Więc mam do czynienia z rzeczywistością, nie z halucynacją...
— Cóż w koledze obudziło taką piekielną niewiarę?... — zapytał młodszy, poprawiając dwoma rękami bujną brodę.
— Jakto, więc kolega nie zdumiewasz się, że słyszałeś ucznia szóstej klasy, wykładającego sztukę wojenną?... — odparł starszy. — Bo ja nawet nie wiem, co o tem myśleć: czy
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.