roku będzie nas miljony... cała Rosja... cała armja rosyjska... Ale ktoś musi dać początek, chociażby przy tem zginął...
— Naturalnie! — dorzucił uśmiechnięty Linowski.
— Więc nie wyjeżdżamy dzisiaj?... — szepnął z radością Soliter.
— Owszem... kto chce, pojedzie...
— Ale napad na koszary w mieście będzie?... — nalegał Lisowski.
— Głupi!... głupi!... — szepnął Jędrzejczak.
— Chyba... żeby nas wszyscy zawiedli... — odparł Linowski.
— Tak źle nie będzie — wtrącił Starka. — Przez pół roku mieliśmy czas do namysłu... A dziś chodzi tylko o to, ażeby niektórzy koledzy nie rozporządzali się po dyktatorsku... nie wysuwali się naprzód... Pierwsza potyczka lepiej pokaże: kogo słuchać?... kto ma być dowódcą?... To więcej znaczy, aniżeli rapiry na ścianach albo książki wojskowe w szafie.
— A ja jeszcze raz oświadczam, że do tej awantury nie mieszam się... — powtarzał z uporem Jędrzejczak.
— To dziwne!... — rzekł Lisowski. — Niby odważny... należał do wszystkich pochodów... strzelali do niego i nie uciekał, losował razem z nami, a teraz tchórzy...
— Nie mów tak!... — upomniał go Świrski.
— Nie chcę należyć!... — przerwał Jędrzejczak — nie będę należał, choćbyście mnie na śmierć skazali i ogłosili za zdrajcę...
— Chyba zwarjował?... — spytał Starka.
— Nie chcę — mówił Jędrzejczak — mordować ludzi znienacka... nie chcę rozbijać kas i grabić cudzych pieniędzy... Nie chcę!... Ale wy — możecie mordować, grabić... Każdy ma swój gust... Czy mam pójść sobie do djabła, czy też który zechce mi w łeb wypalić?... — spytał szyderczo.
— A jednak ty sam zachęcałeś nas do utworzenia związku „Rycerzy Wolności,“ sam należysz do niego — rzekł Świrski.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.