Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie bądź babą!... Zesłał Bóg na ojca chorobę, ale nie bój się, jeszcze godzina jego nie nadeszła...
— Ale poco ja... poco ja tam, w lesie... zawołałem na ojca?... On z tego rozchorował się!...
— Mówię ci: nie bądź babą!... — strofowała go matka. — Twój ojciec nie takie głupstwa przechodził... Wreszcie nie z tego on zachorował, że zastąpiliście mu drogę, ale że coś padło na niego i tyle... On akurat zląkłby się waszych rewolwerów... Głupi ty, Władziuś!
Tak uspakajała syna, ale gdy mrok zajrzał w okna, zamknęła się w swoim pokoiku i długą chwilę klęczała przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej... Gdy zaś nad wieczorem podleśny nieco uspokoił się, rzekła z naiwną prostotą:
— Wiedziałam, że tak będzie!... Nasza Królowa najlepszy doktór...
I znowu pobiegła do swoich zajęć i znowu, co pewien czas, zaglądała do pokoju męża.
Świrski był dziwnie nastrojony. W ciągu nocy z piątku na sobotę i przez połowę soboty zdawało się, że całkiem zapomniał przeszłości. Jego stryj, Świerki, szkoła handlowa, koledzy, spisek, a nareszcie piątkowa wyprawa, nie istniały dla niego. Kandydat na jednego z wodzów rewolucji całą uwagę, uczucia i pragnienia przykuł do chorego Linowskiego i prawie nie mógł oderwać się od jego oczu, ciągle otwartych, w których widać było przerażenie. Świrskiego nie to dziwiło, że Linowski często zrywa się, ale raczej, że człowiek, mający tak osobliwy wzrok, nie ucieka z domu napół odziany, nie biega po lesie i nie krzyczy wniebogłosy...
— Umrze... czy zwarjuje?... — zapytywał siebie Świrski i czuł zimno w piersiach.
W sobotę około drugiej przyjechała do Leśniczówki panna Jadwiga, nauczycielka z pobliskiej osady, a za nią niejaki pan Klemens, administrator sąsiedniego majątku.
Panna Jadwiga zaczęła rozmowę od tego, że gdyby każdy