Świrski uniósł się na poduszce, przetarł oczy i ziewnął.
— Ale, czy wiesz — odpowiedział — że twój ojciec posądzał naszą partję o rabunki i morderstwa?... Pięknie musieliśmy wyglądać tam... w lesie, co?...
Władek zarumienił się i spuścił głowę.
— Ja już chyba wycofam się z partji — rzekł niepewnym głosem. — Kiedy przypomnę sobie nasz spacer po lesie, aż mnie ciarki przechodzą... brrr! Śnieg po kolana... zimno... niema co jeść, niema gdzie spać... I w dodatku, Boże miłosierny! takie nieszczęście z ojcem... Ja wprawdzie w Boga nie wierzę, ale musisz przyznać, że jest coś w naturze, co jakby ostrzegało nas...
— Myślisz, że ja zostanę w związku?... — odpowiedział Świrski. — Jeżeli nawet połowa uczestników nie zebrała się na spacer do lasu, więc ilu stanęłoby w razie napadu na kasę gubernjalną?...
— No, między rzemieślnikami było kilku dzielnych... — wtrącił Władek.
— Dziękuję ci!... — wybuchnął Świrski, zrywając się z łóżka. — Szczególniej dzielny był ten... ten... Zając, który nietylko radził zagarnąć pieniądze, wiezione przez twego ojca, ale na godzinę przedtem szepnął mi, ażebyśmy rozstrzelali tych tam przejeżdżających Żydków, około mostu...
— Co?... — krzyknął Władek — on ci to mówił, kiedy odeszliście nabok?...
— On... on!... A kiedy oświadczyłem, że nie wolno zabijać ludzi bezbronnych i niewinnych, wiesz, co odpowiedział?... Że taki interes mocniej nas zwiąże, aniżeli przysięga... Bo przecież wiadomo, że kto przeleje krew, już nie ma poco wracać między burżujów...
— Niechże piorun trzaśnie tego Zajączka!... — mruknął Władek.
— Oto widzisz, z kim mieliśmy rozpocząć wojnę o wolność, równość, braterstwo i sprawiedliwość!... A teraz weź
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.