z drugiej strony — Starkę, ambitnego kandydata na dowódcę. Miał zająć się żywnością, a co zakupił?... flaszkę wódki, tuzin bułek i tuzin serdelków... Ja, jak Boga kocham, poprostu nie rozumiem: co może się dziać w podobnej mózgownicy?... Dla kilkudziesięciu ludzi, na kilka dni, tuzin bułek!...
— On tak widać zbaraniał — rzekł Władek.
— Przepraszam, ale cóż to za oficer, który już na początku baranieje, choć nie było ani cienia niebezpieczeństwa... A tak lubi krytykować innych... tak rwie się do władzy!...
— Więc co myślisz zrobić?... — zapytał Władek.
— Planu jeszcze nie mam... Najpierwej pojadę do domu i stanowczo poproszę stryja o pieniądze. Po świętach wrócę do X., zwołam zgromadzenie ogólne, złożę rachunki i podam się do dymisji.
— A jeżeli nasz związek upadnie?... — wtrącił Władek.
— Nie stanie się nic złego!... — odpowiedział Świrski, machając niedbale ręką. — Spokojniejsi wezmą się do książki, a inni wstąpią do innych partyj. Cóżto, czy już niema Pędzelka, niema Vogla?...
— No, ale co będzie z tobą?... — nalegał Władek.
— Spodziewają się rewolucji w Rosji lada dzień — mówił Świrski — więc tam pojadę i wstąpię do regularnego wojska.
— Zaczniesz od porucznika, jak Bonaparte... — szepnął Władek.
— Bonaparte od pasania świń!... — odparł niecierpliwie Świrski i zarumienił się. — Gdybyśmy nie mieli obowiązku popierania rosyjskiej rewolucji, rzuciłbym wszystko i wyjechał zagranicę. Ale dzisiaj ich wolność to nasza wolność.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.