Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

kupą ludzi... A czem bez wojska staje się dowódca, jeszcze taki, który podkomendnych opuścił w lesie i... odjechał pielęgnować chorego?...
Zkolei przypłynął nowy prąd myśli. Z jakiej racji Świrski oskarża się tak niesłusznie?... Czy nie powiedział Voglowi, że pod żadnym pozorem nie obowiązuje się nietylko zdobyć kas, ale nawet napadać na nie, ponieważ nie ma sił odpowiednich?... A czy równie jasno nie oświadczył kolegom, że wyjście do lasu jest dopiero próbą, w której można brać, a można nie brać udziału?... Jeżeli zaś uwolnił ich bez wielkiej ceremonji, czyliż nie oszczędził kompromitacji tym, którzy nie przybyli na stanowisko?...
Prawda, że w lesie działał bez namysłu, pod wpływem współczucia; ale czy ono nie wskazało mu drogi najwłaściwszej? „Nic z was nie będzie, więc — możecie się rozejść!...“ oto sens jego zachowania się wobec zebranych. On nie rzucił broni, tylko pozbył się drewnianego pałasika, który los podsuwał mu zamiast rzeczywistego oręża...
— Gdybym mógł przewidzieć zakończenie, nie wdałbym się w podobną awanturę! — rzekł Świrski do siebie.
Już nie czuł wyrzutów, ale niesmak i gniew niewiadomo na kogo.
Tak medytował Świrski, ale z dumań swoich nie zwierzał się Władkowi. Ciągle byli razem, bądź chodząc po lesie, bądź oglądając nowe szczegóły gospodarstwa pani Linowskiej, ale Władek nawet nie przeczuwał walki, toczącej się w sercu przyjaciela. Tylko w poniedziałek po obiedzie Świrski odezwał się tonem rozdrażnionym:
— Może pojechalibyśmy do Słomianek?...
— Owszem — odparł Władek i kazał zaprząc konia.
W pół godziny stanęli na miejscu i od gajowego, który był wtajemniczony, dowiedzieli się, że w piątek wieczorem wszystko odbyło się dobrze. Zebrani rozjechali się, jedni w stronę miasta, inni w kierunku Żelaznych Hut.