Słomianek niektórzy koledzy traktowali Jędrzejczaka, jak odstępcę, i... zląkł się. Może go który z kolegów zabił?...
Dębowski przypatrywał im się ze współczuciem. Wreszcie rzekł powoli i dobitnie:
— Jędrzejczak nie zastrzelił się, tylko — został rozstrzelany. W niedzielę rano... pod starą rajtszulą...
— Za co? — wyszeptał Świrski.
— Posądzono go, że należał do zabicia dwu strażników — odrzekł doktór i opowiedział historję aresztowania, tudzież stracenia Jędrzejczaka.
Obaj chłopcy odzyskali zimną krew.
— No, przynajmniej mężnie umarł!... — odezwał się z fanfaronadą Władek.
— Ale tego nie można darować!... — wtrącił Świrski. — Za taką zbrodnię ktoś musi zapłacić...
— Uspokój się pan, już zapłacił... — rzekł Dębowski. — Kiedy oficerowie wracali z egzekucji, ktoś rzucił bombę i trafił... pułkownika Miednikowa...
— Przecież to był uczciwy człowiek!... — zawołał Świrski.
— Otóż widzi pan... Chciano niby zapłacić komuś, a naprawdę do niesprawiedliwości dodano drugą niesprawiedliwość, do nieszczęścia dorzucono drugie nieszczęście... Miednikow, on jeden bronił Jędrzejczaka, i właśnie jego zabili!... Ma pan naukę, że nie należy śpieszyć się z zemstą...
— Wypadek!... — mruknął Świrski. — Ciekawym, kto rzucił bombę?...
— Może Starka?... — odezwał się Władek.
— Podobno jakiś czeladnik kowalski Zając... — rzekł Dębowski.
— Słyszałeś?... — zawołał Świrski.
— Znaliście go?...
— Był z nami w piątek w lesie... — szepnął Władek.
— Krwawa bestja!... — dodał Świrski.
— Jeszcze wam wszystkiego nie powiedziałem — ciągnął
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.