— Nie czas rozczulać się... Tylko wiedz o tem, panie Świrski, że kiedy dostałeś się pomiędzy nasze serca, obchodzi nas nietylko twoje bezpieczeństwo, ale i twój honor... Wierzysz?...
— O... tak...
— No, więc posłuchaj i usłuchaj... Jak powiedziała Linowska, musisz zostać tutaj, a przynajmniej tu mieć główną kwaterę. Tej okolicy musisz się pilnować, bo tu i ukryjesz się najłatwiej, i tu możesz odbierać wiadomości...
— Od kogo tam!... — szepnął Świrski, wzruszając ramionami.
— Choćby ode mnie — mówił Dębowski. — Naprzód wystawisz mi kwit na sto rubli, a ja ci je przyszlę od Weintrauba, a może jeszcze z Żelaznych Hut. Następnie dam ci wiadomość o tych trzech Robinsonach czy Rinaldinich: o Starce, Chrzanowskim i Lisowskim... (Nieźle jeszcze pamiętam nazwiska, co?...). Dam ci znać, czy nie siedzą w kozie, albo czy nie wiedzą czego o nich wasi koledzy... Jeśli siedzą w kozie, trzeba im wyrobić jakieś ulgi: tytoń... lepsze jedzenie i tak dalej, na co ty, kochanku, dasz pieniędzy...
— Rozumie się!... — wtrącił Świrski.
— Doskonale! Następnie dam ci wiadomość, jak mnie twój stryj przyjmie...
— Pan będzie u stryja?... — zawołał Świrski. — Ach, jaki pan dobry!...
— Paradny sobie ten młody szlachcic!... Przecież twój stryj musi dostarczyć pieniędzy na rozmaite nasze przedsięwzięcia, i nie wątpię, że zrobi to z impetem, właściwym rodzinie Świrskich...
— Ja myślę!... — mruknął Linowski.
— A teraz słuchaj mnie, panie Kazimierzu — ciągnął doktór. — Ja ci ręczę słowem, że twoich kolegów nic nie spotka, choćby wpadli do kozy... Ja ci ręczę, że w onej kozie będą mieli opiekę, rozumie się, za twoje pieniądze, a nawet choćby ich zesłano, także będą mieli opiekę i także za twoje
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.