Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.



XI.

I pojechali. Dębowski do Żelaznych Hut, a potem do miasta X.; obaj Linowscy do Grudy, nad granicę galicyjską. W Leśniczówce została pani Linowska, Jadwiga i Świrski, który od chwili, gdy sanki z podróżnymi znikły na zakręcie leśnej drogi, miał takie wrażenie, jakby mu ziemia usunęła się z pod stóp.
— Niechże pan gospodaruje, jak u siebie — odezwała się Linowska. — W pokoju męża znajdzie pan trochę książek... nic osobliwego!... A u mnie, przy drzwiach, klucze od spiżarni... Władek jest zawsze głodny... powietrze leśne wywołuje apetyt...
Mówiąc, uśmiechała się z wielką życzliwością; ale Świrski odczuł zmianę w jej głosie i dostrzegł, że śniada twarz podleśnej zbladła, a czarne, bystre oczy zamgliły się.
— Czy mogę przejść się?... — spytał onieśmielony Świrski.
— Niech się pan tak zachowuje, jak Władek — odrzekła Linowska, ściskając go za rękę. — Władek biega, jeździ, ślizga się, kładzie się, woła o jedzenie bez żadnej ceremonji; to samo zapewne robiłby u pana, więc pan niech naśladuje go tutaj...
Usta jej drgnęły, pobladły jeszcze wyraźniej i chwiejnym krokiem poszła do swego pokoju. Spostrzegła to panna Jadwiga i szepnęła do Świrskiego:
— Nasza mamusia wygląda, jakgdyby miała dostać ataku kamieni żółciowych...
— Czy to bardzo przykre?...
— Okropne bóle!... Niech pan jednak będzie spokojny, wiemy, co robić...