Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

na jakiemś ogromnem polu zaczęły rozwijać się kolumny wojsk nieznanych. Wszyscy byli odziani w bluzy, spodnie i czapki francuskie kepi barwy ciemno-szaraczkowej; lecz jeden pułk odznaczał się żółtemi kołnierzami, epoletami i lampasami u czapek, drugi — białemi, trzeci — amarantowemi, inne zielonemi, szafirowemi... Wszyscy mieli na plecach czarne rańce, opasane szynelami, w ładownicach po sto ładunków i — pyszne karabiny z czworograniastemi bagnetami...
Za piechotą maszerowała konnica na wspaniałych koniach jednej maści, dalej — armaty z ciemno-szafirowemi lawetami, jaszczyki z nabojami, ambulanse. A wszystko to sunęło porządnie, podwójnym krokiem, w stronę lekkiej mgły, która rozciągała się na dalekim horyzoncie, skąd dolatywał gęsty grzechot karabinów i ciężkie stękania armat.
Świrski widział to wszystko: każdą maszerującą nogę, każdy szaraczkowy mundur, każdą twarz... Oto jeden szereg: młody oficer bez zarostu, obok niego żołnierz z ogromną kasztanowatą brodą, za nim trochę młodszy z ciemnemi wąsikami, potem chłopak z dużym nosem i wysokiem czołem, dalej chłopak z białą twarzą i jakby podpuchniętemi oczyma, potem znowu starszy blondyn z brodą podstrzyżoną...
Wszyscy poważni, surowi, zapatrzeni w ową daleką mgłę, którą szarpały błyskawice wystrzałów... Od czasu do czasu słychać komendę: marsz!... marsz!... albo półgłosy: pośpieszaj!... czego się plączesz?...
Jedna orkiestra skończyła marsza Garibaldiego, druga poczyna grać: „Do broni, ludy! powstańmy wraz...“ Pomimo mrozu na dworze, w duszy Świrskiego upał; zdaje mu się, że w powietrzu czuć woń potu i prochu.
Naprzód!... naprzód!...
Nowa zmiana obrazów. Nieznane wojsko wchodzi do miasta X. Muzyki grają marsza z „Aidy.“ Krzyczą żołnierze, krzyczy ludność, krzyczą domy i ziemia: niech żyje!... niech żyje!... A wśród gęsto skupionej publiczności Kazimierz do-