lasem, a służba Linowskich — zbiorem najzacniejszych dziewuch i parobków, jacy istnieli w kraju. W sobotę z rana dał każdemu i każdej po rublu, a furmanowi dwa ruble. Aż blada i osłabiona Linowska z uśmiechem prosiła go, ażeby nie psuł ludzi, a przed samą kolacją panna Jadwiga zrobiła mu tę pełną znaczenia uwagę:
— Wie pan, o czem teraz mówi nasza służba?... Oho, musi być kiepsko ze szlachtą, kiedy panicz Świrski dał nam taką kolendę... Szczególna forma wdzięczności, nieprawdaż?...
Słowa te niemile dotknęły Kazimierza. Wnet jednak zapomniał o nich pod wpływem radości, jaką sprawiło mu otrzymanie pieniędzy. Na parę godzin przed kolacją, którą zajmowała się panna Jadwiga pod kierunkiem Linowskiej, Świrski poszedł do lasu i znowu utonął w swoich ulubionych marzeniach. Liczba jego fantazyjnych pułków zwiększała się, ich umundurowanie było jeszcze piękniejsze, broń idealnie doskonała, twarze i postawy jeszcze wyraźniejsze. Widział też i siebie samego na pysznym gniadym koniu, który niecierpliwie wyrzucał głową i posuwając się bokiem, roztrącał konie sztabowych oficerów. Wizja była przedziwnie jasna. Świrski widział swoją pelerynę z kapturem, z pod której wyglądał koniec szabli w złoconej pochwie; na wędzidle niespokojnego rumaka bieliła się piana. W tej chwili czuł się wodzem jakiejś nieprzeliczonej armji, choć może był tylko poetą.
Niebawem w umyśle Kazimierza wizja armji skojarzyła się ze wspomnieniem braku pieniędzy i upokarzającemi uczuciami, jakich doznał. To zaś nadało nowy kierunek jego rozmyślaniom.
— Jednak ważna rzecz pieniądze... — mówił do siebie. — Dziś dopiero zrozumiałem ich piekącą potrzebę!... A jeżeli na mnie brak pieniędzy zrobił takie podłe wrażenie, jeżeli mnie tak zdemoralizował, czemże staćby się mogły dziesiątki i setki tysięcy żołnierzy i oficerów, gdyby im nagle zabrakło marnego kruszcu?... Wszakże pieniądz to broń, pieniądz to amu-
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.