Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Na tem przerwała się już nieco drażliwa pogadanka, a Świrski, ochłonąwszy, pomyślał:
„I cóż się stanie z mojem wojskiem, jeżeli szlachta będzie musiała uciekać, albo walczyć przeciw własnym parobkom, których podniecają praktykanci fabryczni, albo wędrowni agitatorowie?“
Na pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia nie przyjechał nikt z gości; Linowska po obiedzie położyła się, a Jadwiga czytała jej książkę. Około ósmej wieczór zjawił się gajowy najbliższego posterunku, zmęczony i wylękniony, z zawiadomieniem, że — jakaś banda napadła go, zabrała mu rewolwer, dubeltówkę i nawet trzy ruble.
— Cóżto za ludzie?... — zapytała Linowska.
Gajowy rozłożył ręce i spojrzawszy przelotnie na Świrskiego, odparł:
— Byli różni: jakby robociarze i jakby z miasta... Ale było też kilku niby paniczów... Nawet trzymali się z pańska i gadali po pańsku....
Świrski drgnął. A może to?... Wyszedł do sieni za gajowym i podając mu trzyrublowy papierek, rzekł:
— Weźcie, poczciwy człowieku... Sumienia nie ma ten, kto obdarł takiego, jak wy, biedaka...
— A mówili, że tylko panom będą zabierać!... — mruknął gajowy, całując Kazimierza w rękaw.
Nazajutrz znowu nikt nie przyjechał do Leśniczówki. Świrski z paniami widział się tylko przy obiedzie, cały zaś dzień spędził na czytaniu „Ogniem i Mieczem.“ Niekiedy machinalnie odkładał książkę i mówił do siebie:
— Kogo ten gajowus nazywał paniczami?... Rozumiem, że wzięli mu broń, choć i za nią powinni byli zapłacić... Ale trzy ruble!... Rewolucjoniści, którzy gajowemu zabierają trzy ruble!... No, ani Chrzanowski, ani Lisowski nie pozwoliliby na nic podobnego, więc owi panicze nie byli naszymi kolega-