bla. Stasiek rozpływał się w podziękowaniach i błogosławieństwach, niegorzej od fachowych żebraków.
Był to dzień pełen wypadków. Wieczorem przyjechał podleśny pan Wilczek, mieszkający w głębi lasów, i opowiedział, że na Nowy Rok miał u siebie niezwykłych gości. Odwiedzili go panowie z „oddziału...“
Obie panie i Świrski słuchali z wytężoną uwagą.
— Było tak — opowiadał Wilczek. — Posłałem Frankę po Józka do stajni, czekam, niema ani Józka, ani Franki. Myślę: dobrze bestje zaczynają Nowy Rok!... i wychodzę przed dom. A tu, niby z pod ziemi, staje ogromny mężczyzna z rewolwerem w garści i mówi: dzień dobry panu podleśnemu!... Przyszliśmy powinszować, a pan podleśny za to ugości nas... Ale co mam dużo gadać; za pierwszym pokazało się trzech innych, same młode chłopaki; siedzieli u mnie cały dzień, jedli... pili... Prawda, że nie wzięli mi ani grosza, a nawet broń zostawili.
— Rozmawiał pan z nimi?... — spytała Linowska.
— Jak teraz z państwem. Opowiadali, że należą do wielkiego oddziału rewolucyjnego i że lada dzień... lada tydzień pójdą na gubernję, a stamtąd na fortecę... Już — mówili — większa część wojska jest za nimi, a w całej Rosji rewolucja aż huczy... Palą dwory... zabierają szlachcie grunty...
— Piękna rewolucja! — wtrącił Świrski. — Mówi pan, że pierwszy, który się pokazał, był ogromnym mężczyzną... Nie pamięta pan: jak wyglądał z twarzy?...
— Oj... oj... jeszcze widzę go przed sobą. Twarz pełna, czerstwa, rumiana, zarost czarny, głos tęgi, mowa ordynarna, choć ubrany był jak szlachcic...
„Ten wygląda mi na Zająca...“ — pomyślał Kazimierz. I dodał głośno:
— Czy i inne fizjognomje pamięta pan?...
— Bagatela!... zaraz państwu i o nich opowiem. Był je-
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.