Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój stryj?... Dlaczego?...
— Pan Świrski postanowił, co nawet robi przykre wrażenie na sąsiadach, iż swojej służbie da warunki lepsze, aniżeli żądają, ale... pierwej musi przekonać ich, że on jest panem, a oni muszą go słuchać... A ponieważ zagrożono mu śmiercią, więc...
— Sprowadził strażników i kozaków?... — wtrącił Kazimierz. — Wolałbym, ażeby spór załatwił się w inny sposób...
— Ma pan słuszność — rzekł gość. — Ci kozacy — nie są potrzebni. Ja jutro będę w Świerkach, bo tam jest do sprzedania kocieł... Gdyby pan miał interes...
Kazimierz zerwał się z krzesełka.
— Może pan będzie tak dobrym i weźmie list?... — zapytał.
— Z największą chęcią.
Pan Klemens odszedł do Linowskiej, a Świrski napisał do stryja:

Kochany stryju! Przedewszystkiem ośmielam się błagać, ażeby stryj oświadczył służbie o swoich względem niej zamiarach, które są praktyczne i, jak zawsze, szlachetne, a następnie, ażeby kochany stryj pozbył się kozaków, przez których nawet nie mogę wpaść do Świerków, choć bardzo pragnąłbym tego. Druga prośba: najukochańszy!... proszę o pieniądze... Ale o dużo pieniędzy, o kilka tysięcy rubli... Zdaje się bowiem, iż będę musiał na pewien czas wyjechać z kraju, i to nie sam!... Całuję ręce kochanego stryja i polecam się jego łaskom.
Kazio.

Gdy w czasie kolacji Świrski oddał list, pan Klemens, namyśliwszy się, rzekł:
— Jutro będę w Świerkach... jeżeli i mnie kto nie zabije, jak poczciwego sekretarza... A pojutrze spodziewam się doręczyć panu odpowiedź...