— Bardzo jej potrzebuję... Niech pan powie to stryjowi...
Tę noc i dzień następny Świrski przepędził prawie w gorączce. Był pewien, że stryj przyszle ze trzy... cztery... tysiące rubli, które umożliwią mu wykonanie całkiem już nowych zamiarów.
Postanowił porozumieć się z oddziałem Zająca czy Zajączkowskiego, gdyż był prawie pewien, że tam znajdują się koledzy-tułacze, i jeszcze postanowił wezwać wszystkich, ażeby na pewien czas opuścili kraj, na co on dostarczy pieniędzy. Kto wyjedzie, tego Świrski będzie wspierał do czasu znalezienia pracy; kto nie chce — sam sobie winę przypisze... Po wykonaniu czego i Kazimierz miał przenieść się do Galicji, a może i gdzieś dalej zagranicę.
— Wolę mój majątek obrócić na stypendja dla studentów i rzemieślników, aniżeli na tworzenie oddziałów niby wojskowych, które tylko nieszczęście przynoszą narodowi... — mówił do niebie.
Po tej uwadze — odetchnął. W ciągu doby przyjedzie pan Klemens, przywiezie od stryja pieniądze, a przynajmniej wskaże Świrskiemu: dokąd ma się zgłosić po nie?... W ciągu kilku dni dowie się o partji Zająca czy Zajączkowskiego i porozumie się z kolegami. A za tydzień... za tydzień będzie zupełnie szczęśliwy!... Opuści fałszywą drogę, na którą wszedł niewiadomo jakim sposobem, i sprowadzi z niej kolegów, których tam wciągnął...
Nagle odezwał się w nim protest.
„Czy naprawdę ja ich wciągnąłem?... — pomyślał. — Nie jestem przecież starszy od nich i nie mogę powiedzieć, ażeby zawsze mnie słuchali... Umieli oni, kochankowie, oponować i jak jeszcze!... A taki Starka, ile on nawygadywał mi impertynencyj?... A Chrzanowski i Lisowski, wprawdzie życzliwiej traktowali mnie niż Starka, ale bynajmniej nie pozwoliliby się wodzić za nos...“
Pod wpływem tych medytacyj uspakajał się z godziny na
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.