Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

bia (stryja Świrskiego nazywali hrabią oficjaliści z całej gubernji)... pan hrabia niekiedy umie być przykrym...
— Obraził pana?... z mojej winy?... — zapytał zmieszany Kazimierz.
— Eh, obraził... nie!... Zresztą ja dla pana zdecydowałbym się nie na takie nieprzyjemności, ponieważ mam nadzieję, że... zrobimy wspólnie interes...
W kancelarji Kazimierz zbliżył się do okna i rzekł:
— Owszem, spróbuję robić z panem interesa... Czy pozwoli pan? — dodał, wydobywając list.
— Proszę, niech pan czyta... Ja pójdę przywitać się z paniami.
Kazimierz rozłożył papier i czytał:

W sprawie strażników ziemskich, która tak oburza pana reformatora, pozwoli pan, że tyle razy będę odwoływał się do opieki policji, ile razy ja sam uznam to za potrzebne, nie zaś moi pupile. Co się tyczy parobków, pan reformator tak będzie z nimi postępował i tak ich wynagradzał, jak mu się podoba, jednak nie wcześniej, aż gdy zarząd majątków przejdzie na jego imię i odpowiedzialność. Do tego czasu ja będę praktykował mój system, oparty nie na hasłach reformatorskich, ale na znajomości ludzi i wieloletniem doświadczeniu.
A nareszcie, co do pieniędzy — oddam panu reformatorowi nietylko żądanych parę tysięcy rubli, ale całą należną mu gotówkę, pod jednym wszakże warunkiem. Oto pan reformator raczy zgłosić się do mnie z aktem, uznającym go jako osobę pełnoletnią i zdolną do działań prawnych.
Muszę jednak przypomnieć panu reformatorowi, że do uzyskania podobnego aktu potrzebna jest nietylko moja zgoda, której natychmiast udzielić jestem gotów, ale niezbędne też jest — ułagodzenie zatargu z władzami krajo-