list był dla Kazimierza ciosem, po którym zdawało mu się, że zaczyna gdzieś spadać, bez możności zatrzymania się.
Jeszcze raz wydobył z kieszeni nieszczęsny papier i znowu zaczął go odczytywać, już nie dla zapoznania się z treścią, lecz dla sprawdzenia, że taka rzecz naprawdę istnieje, że jego stryj naprawdę coś podobnego napisał. On, Kazimierz, ma pogodzić się z władzami krajowemi, które go od kilkunastu dni poszukują...
W jakiż sposób ma się pogodzić z władzami człowiek, któremu grozi szubienica?... Chyba, że pójdzie do ochrany, opowie historję założonego przez siebie związku Rycerzy Wolności, zadenuncjuje swoich kolegów i tych wszystkich kupczyków, majstrów, czeladników, pisarzy, gajowych, ekonomów, którzy mu zaufali, którzy mieli stworzyć armję pod jego rozkazami!...
Pan Klemens wprawdzie namawiał go do śledzenia i tępienia, ale — bandytów i ciemnych agitatorów; tymczasem stryj radzi mu, ażeby dla otrzymania swoich własnych kilku tysięcy rubli denuncjował ludzi uczciwych, patrjotów, gotowych do poświęceń, którzy mu nieograniczenie ufali. Tak radzi, tego żąda stryj!...
„On chyba dostał obłąkania... — myślał Kazimierz. — Albo może to list sfałszowany... Ale przez kogo sfałszowany?...“
Na chwilkę błysnęło w nim podejrzenie, że stryj chce zagarnąć jego majątek... Wnet jednak spostrzegł, że pomysł ten nie ma sensu. Stryj nietylko możliwie najoszczędniej i najdoskonalej administrował jego własnością, nietylko powiększył ją, ale bynajmniej nie krył się z tem, że wszystko, co posiada, po jego śmierci przejdzie na własność synowca Kazimierza. Wiedziała o tem rodzina Świrskich, a nawet niektórzy jej członkowie jawnie zazdrościli wychowańcowi pana Wincentego.
I otóż ten stryj, który go wychował, wymusztrował, nawet wypieścił, jak umiał, ten stryj, który, gdzie zdarzyła się oka-
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.