promitującego? żadnych rewolwerów, nabojów, ani papierów?... Czy on kazał porozumiewać się z Zajączkowskim i uciekać z nim, gdy ten napadł i pozabijał straż, prowadzącą ich do ratusza?
Tego wieczora usłyszano w głębi lasu kilka wystrzałów; panna Jadwiga zbladła, Świrski zerwał się od stołu i przyniósł z kancelarji brauning; ale uspokoiła ich Linowska, mówiąc, że prawdopodobnie chłopi polują.
— Uważam to za dobrą wróżbę — zakończyła. — Jeżeli polują nie w dzień, lecz w nocy, znaczy, że się boją. A jeżeli kłusownicy boją się, wówczas my możemy być spokojni.
W nocy nie zaszło nic osobliwego; nawet psy mniej szczekały niż zwykle. To też, gdy rano wylękniona panna Jadwiga w wielkiej tajemnicy powiedziała Świrskiemu, że o świcie kręcił się między budynkami jakiś podejrzany człowiek, który twierdził, że szuka służby, Kazimierz uśmiechnął się lekceważąco:
— Już i ja zaczynam być pewien, że nas nikt nie napadnie... Leśniczówka leży na boku od rozmaitych traktów i chyba nie przedstawia nic ciekawego dla bandytów.
— Cóż też pan mówi!... Okolica jest przekonana, że państwo Linowscy są bardzo zamożni... I obawiam się, że jeżeli kogo, to ich najpierw mogą napaść...
Cały dzień niebo wyglądało jak szara płachta, po której od czasu do czasu przesuwały się ciemne obłoki, sypiące śniegiem. Około trzeciej uspokoiło się, i Jadwiga zaproponowała Świrskiemu przechadzkę.
— Dla mnie jest to największa uroczystość, kiedy pani bierze mnie ze sobą — rzekł Świrski.
— W takim razie powinnam była wczoraj wziąć pana ze sobą. Wyglądał pan na tak przygnębionego, że... otwarcie powiem: zrobiło mi się żal...
— Gdybym panią znał dawniej, albo... gdybym miał, naprzykład, siostrę podobną do pani... kto wie, czy nie ominę-
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.